piątek, 24 sierpnia 2012

2. Koniec roku - początek wyprawy.

Dobra! Oto drugi rozdział! Zaczynamy! 


Właśnie idę na zakończenie roku! Tata Jack'a już o wszystkim wie i zgodził się! Mam nadzieję, że Bobby zgodzi się na powrót Rudy'iego. A jeśli nie to co się stanie z naszą paczką? Dojo, to było nasze wspólne miejsce, nasz drugi dom! Ja nie mogę żyć bez karate! Bez moich przyjaciół! Z rozmyśleń wyrwał mnie głos Jack'a i Jerry'ego.
- Whoooo! Kim! - wydarł się latynos.
- Cze. Co jest? - spytałam, gdyż zawsze okrzyk Jerry'ego coś oznacza.
- Tata Jack'a postanowił, że pojedziemy jutro o 12:30, a o 12:15 mamy być u nich. Ale może będziemy nocować u Jack'a? - Wow! Ciekawe, czy sam na to wpadł?
- Taa... 
- Nie podoba ci się pomysł Kim?! - wrzasnął Jerry. Jak nie skończy to mi bębenki wybuchną!
- Nie, no fajnie... ale czy pani Anderson o tym wie? - miałam co do tego straszne wątpliwości.
- Tak. Jerry zadzwonił do mnie wczoraj i o wszystkim powiedział. Mama się zgodziła - tym razem Jack wtrącił się do rozmowy.
4 godziny później: 
Właśnie wracam do domu. Zakończenie było... śmieszne. Gdy podchodziliśmy do nauczycieli to ci wariowali. Nawet dyrektor się z tego śmiał! Ale jaki śmiech! Nieważne! Ja, Jack i Jerry zostaliśmy zaproszeni na scenę przez radę uczniowską i ......... dostaliśmy nagrodę, za najlepszy kawał roku! A było to narysowanie wszystkich nauczycieli, no nie wyglądali jak na serio, tylko jak my ich widzimy i poprzyklejanie im tego na drzwi do klas! Ich miny, jak to zobaczyli, były nieziemskie! Teraz lecę się spakować i do Jack'a! Od razu przebrałam się w to:
Spakowałam się w 2 walizki. Po 2 godzinach byłam gotowa. Pożegnałam się z rodzicami i bratem, po czym wyszłam z domu. Przed furtką zobaczyłam Andersona. 
- Cześć, a co ty tu robisz? - zdziwiła mnie jego obecność tutaj.
- Przyszedłem po ciebie. No to raczej oczywiste. Ale myślałem, że będziesz miała więcej walizek ze sobą. Milton ma 3, a Eddie ma 4! - haha! Mają więcej walizek niż ja?! O matko! 
- No dobra! Dawaj te walizki i idziemy! - dałam mu walizki i poszliśmy do niego. 
W domu Andersonów:
- Dzieci chcecie coś do picia? - po raz setny spytała mama Jack'a.
- Nie dziękujemy - odparliśmy chórem.
- A może coś do jedzenia? Zaraz zrobię ciasteczka. 
- Ja pomogę! - wrzasnęli Eddie i Milton. Jerry'ego nadal nie było. Siedziałam z Andersonem u niego w salonie. 
- No dobra... Ja dzwonię do Jerry'ego. Coś długo go nie ma... - powiedział Jack i złapał za komórkę. W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Pan Anderson poszedł otworzyć i po chwili do salonu wparował Jerry z dwoma walizkami. Wyglądał mniej więcej tak:

- Jerry... coś się stało? - spytałam widząc jego twarz.
Whoooo!!!!! Poszedłem pożegnać się z Grace, a ona mnie pocałowała i zwiała! Whoooo!!!!!
- Zgaduję, że to Jerry przyszedł - zawołała rozbawionym głosem pani Anderson - Choć do kuchni. Zrobiłam ciasteczka. Kim, Jack też chodźcie. 
Po zjedzeniu ciastek poszliśmy do pokoju Jack'a. Jerry, Jack i ja usiedliśmy u niego na łóżku, a Milton i Eddie usiedli na materacach. Włączyliśmy film, potem drugi, trzeci i zasnęliśmy.
Następnego dnia, godzina 8:30:
Właśnie się obudziłam. Kurde to nie jest mój pokój! Spojrzałam w prawo. Na moim kolanie była głowa Jerry'ego. Spojrzałam w lego i na moim ramieniu napotkałam głowę Jack'a. Teraz sobie przypomniałam! Zasnęliśmy podczas oglądania filmu. Dobra ale nie mogę się ruszyć! 
- Jack! Jerry! - zaczęłam ich szturchać, żeby wstali. Udało się!
- Cześć Kim. - przywitali się oboje - Hmm... jesteś bardzo wygodna - stwierdzili a ja ich zrzuciłam. Niestety Jerry spadł na Miltona, a ten wystraszony kopnął Eddie'ego. Ja w tym czasie zapytałam Jack'a gdzie jest łazienka. Wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby i przebrałam się w to:
 (nie liczcie perfum)

Pomalowałam usta błyszczykiem, a rzęsy lekko tuszem. Gdy wróciłam, chłopaki byli gotowi. Zjedliśmy śniadanie, a Pan Anderson wpadł na pomysł, abyśmy poszli do parku, bo czeka nas dłuuuga droga! Tak więc poszliśmy do parku, a ja porobiłam kilka zdjęć. Niektóre z nich:



http://img.poptower.com/pic-53477/alex-christian-jones.jpg?d=600




Wróciliśmy po 2 godzinach. Spakowaliśmy wszystkie torby, pożegnaliśmy się z panią Anderson. Z nami jedzie jeszcze pan Martinez, aby zmieniać się podczas drogi z tatą Jack'a. Siedzimy tak: Eddie, Milton i Julia (która jedzie z nami, bo Milton tak powiedział), a za nimi Jack, ja i Jerry. Właśnie wyjechaliśmy! Uważaj Bobby! Nadchodzimy!

No obiecałam, że będzie dzisiaj i jest! Dziękuje za miłe komentarze, ale piszcie też co powinnam zmienić. Dziękuje za informowanie mnie o nowych rozdziałach na innych blogach. Jeśli chcecie być informowani, to piszcie w komentarzach i nie zapomnijcie o źródle, gdzie mam was poinformować. Jess ;*















6 komentarzy:

  1. Łał! Super roz. masz talent;) pisz pisz bo z zniecierpliwieniem czekam na następny ;)
    wpadnij do mnie http://kickinit-lovestory.blogspot.com/ pzdr.Nat&Ew

    OdpowiedzUsuń
  2. super ;) dodawaj szybko następny ;) według mnie nic nie powinnaś poprawiać :D !

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwszy rozdział na moim blogu
    Zapraszam:http://kickinit-lovestory.blogspot.com/ pzdr. Nat&Ew <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam do mnie http://www-jackandkim-forever-kickin-it.blogspot.com/ , A rozdział jak zawsze extra

    OdpowiedzUsuń
  5. zapraszam ; http://kick-czyli-kim-i-jack.blogspot.com/2012/10/42-rozdzia.html

    OdpowiedzUsuń